czwartek, 20 marca 2014

"Popioły"

Popiół.
To pierwsza rzecz, którą widzę po przebudzeniu.
Królewskie łoże stojące na pustkowiu.
Rozglądam się dookoła.
Zgliszcza dawnego życia przywołują
mgliste wspomnienia czasów mojej świetności.
Wstaję niepewnie,
bose stopy dotykają popiołów.
Ogarnia mnie irracjonalne poczucie strachu.
Nerwowo spoglądam w dal,
jakby oczekując czyjegoś nadejścia.

I zjawia się.
Z każdą sekundą zbliża się coraz bardziej.
Kiedy mija paraliż mojego ciała,
cofam się, potykając o własne nogi.
Odwracam się gotowa do ucieczki.
Biegnę ile sił w nogach,
ale im szybsze kroki stawiam, tym bardziej mnie dogania.
Upadam. Moim ciałem wstrząsa szloch.
Czuję przejmujące zimno,
kiedy jej ramiona obejmują moje ciało.
Wyrywam się. Łapię rozpaczliwe oddechy,
gdy płuca zmieniają się w ciężki ołów.
Całymi garściami zgarniam popiół.
Chowam go w kieszeniach, połykam.

Ale ona jest sprytniejsza.
Jednym machnięciem ręki sprawia,
że zgliszcza znikają. Popiół wysypuje się z moich kieszeni.
Głaszcze mnie delikatnie,
ale ja odczuwam to jak pieszczotę ostrym nożem.

Kolejna zjawa nie jest już tak łagodna.
Szarpie mnie. Krzyczy, ale ja nie słyszę jej słów.
W jej osobie widzę wszystkich znanych mi ludzi.
Czy to możliwe, aby zjawili się właśnie teraz, właśnie w tym miejscu?
Nie chcę w to wierzyć, ale ostatecznie się poddaję.
Teraźniejszość i Przyszłość tryumfują.

"Wspólnymi siłami"

Wtem zjawia się postać
w czerń obleczona.
Krokiem dumnym przemierza
bezmiar oceanu ludzkiego.
Kościstą dłonią pieści lica,
głaszcze aksamit
kaskad spływających na ramiona.
Wsłuchuje się w tchnienie ostatnie
żywota niewinnego.

Bystrymi, zmrużonymi oczyma,
niczym sęp swej ofiary,
wyszukuje nowego kochanka,
który zatańczy z nią swój ostatni taniec.

Kłaniają się sobie.

Tragedia czai się tuż za zakrętem,
zazdrosna pannica!
Wychyla się nieśmiało.
Patrzy wpierw w otchłań bezdenną,
w oczy Śmierci.
Następnie, już śmielej, wyłania się
ze swego ukrycia
i podchodzi.
Najpierw jeden, mały krok.
I kolejny, i następny, i jeszcze jeden.
Teraz biegnie.

Już ma go, już prawie.
Lecz nic to!
Spojrzenie pełne wyższości,
pełne pogardy
trafia prosto w twarz Tragedii.
Biedna zgina się, kuli,
szepcząc błaga o wybaczenie.

A Śmierć,
łaskawa pani,
wyławia ją z morza, w którym ta tonąć zaczęła.
Tragedia, niepewna swej przyszłości,
chwyta się jeszcze,
dotyka dłoni ludzkich.
Onyksowa dama
przygarnia ją jednym gestem do siebie.
Nie przeciw sobie, lecz razem
wojować będą od teraz.